UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na ich używanie)
Forum Dominikana www.forum.dominicana.com.pl  Strona Główna

Poprzedni temat :: Następny temat
Zamknięty przez: Salseros
23-04-2008, 18:47
WSPOMNIENIA Z GINĄCEGO RAJU cz.VIII
Autor Wiadomość
sirga 
WŁADCA TORTUGI


Wiek: 46
Dołączyła: 11 Cze 2007
Posty: 2099
Wysłany: 23-04-2008, 13:21   WSPOMNIENIA Z GINĄCEGO RAJU cz.VIII

WZDŁUŻ POŁUDNIOWEGO WYBRZEŻA
Sobota, 16 lutego 2008r. Dzień ósmy.

Ostatni dzień w tej części kraju. Jutro wracamy do hotelu. Chcemy wykorzystać czas maksymalnie. Ruszamy szlakiem wzdłuż wybrzeża. Dominikana nieodłącznie przecież kojarzy się, przede wszystkim z plażami. A za Barahoną (zmierzając w stronę południa) zaczyna się dzikie, romantyczne wybrzeże Costa Sur.
Po śniadaniu, dużo później niż wczoraj pakujemy się do samochodu. Dziś jedzie nas więcej. Zenek z żoną, trójka dzieci i nasze trio. Tylko osiem osób. Całkiem nieźle jak na 5-osobowe auto. Miała jeszcze jechać mama naszego przyjaciela, ale nie czuła się najlepiej.

Wpadkę zaliczamy na samym wstępie. Nie opuściliśmy jeszcze miasta ... Zatrzymuje nas policja. Podobno przejechaliśmy skrzyżowanie na czerwonym. Opadają nam szczęki ... Co u licha? Jakie czerwone? Gdzie te światła? Światła, oczywiście były. Dyndały sobie nad jezdnią. Ale w otoczeniu wystających reklam i luźno zwisających kabli ciężko było je dostrzec. I co teraz?
Prawdopodobnie policjant ma rację!
Kopia prawo jazdy męża zostaje dokładnie zlustrowana. Chwilę później miejsce kopii zajmuje oryginał. Mąż wygląda na zrezygnowanego. Co będzie, jeśli zabiorą mu tak niezbędną rzecz. Z pomocą przychodzi niezastąpiony tłumacz - Zenek. Jego urocza żona ujawniając swój dominikański, żywiołowy charakter zalewa stojącego przy samochodzie funkcjonariusza potokiem słów. Ten z kolei spokojnie ją wysłuchuje ... i woła przełożonego.
Prosimy Zenka o przetłumaczenie słów żony. Wywołuje to uśmiech na jego twarzy. Pokrótce brzmiało to mniej więcej tak: “ (...) Przecież oni przyjechali z Europy (...) Dobrze wiedzą, jak jeździć! Nie przejechaliby na czerwonym świetle (...) Było zielone!” Kochana kobieta!
Wraca policjant. Tuż za nim kroczy inny mężczyzna. Szef? Teraz on zerka na prawo jazdy męża. I do ... wnętrza samochodu. Wstrzymuję oddech. Wiem, że tutaj realia wyglądają inaczej, ale mimo wszystko czuję dreszcz.
Mąż siedzi za kierownicą. Tuż obok Zenek. Normalnie!!! Z tyłu jego żona, tróka dzieciaków i ja. Już mniej normalnie! A w bagażniku, wśród innych rzeczy przyjaciel z Polski. W Polsce rzecz n i e d o z w o l o n a. Aj jajaj!!! Robi się gorąco, chociaż wszyscy wyglądają na paskudnie opanowanych. Oficer przesuwa wzrokiem po naszych twarzach. Zauważył napięcie???
- "OK ..." które pada z ust policjanta brzmi jak muzyka.
Odjeżdżamy. Po lewej stronie ulicy hałasuje duża grupa ludzi. Mają fioletowe dodatki przyczepione do ubrań. Co niektórzy ubrani są w tym kolorze od stóp do głów. - “Zbliżają się wybory ... To czas, kiedy partie organizują wiece. Każda z nich ma swój kolor" - wyjaśnia Zenek.

Pierwszy planowany postój – Pontevedra. Plaża nie budzi euforii, ale kolor morza wygląda jak łan niezapominajek. Z takich miejsc trzeba szybko uciekać. Uciekać, by dzieło malarskie Stwórcy utkwiło w sercu ... a nie zaczęło nudzić.


Człowiek czuje się szczęśliwy w miejscach, gdzie bywa chwilę. Jest ... Widzi ... Chłonie ... A potem dociera do niego myśl, że zaraz wsiądzie w samochód i odjedzie. Ta świadomość przychodzi nagle i nie trwa długo. Zwykle są to sekundy ... Ale te sekundy to apogeum jego doznań.

Następny przystanek 20 km za Barahoną. Nad wioską rybacką Baoruco. W hotelu Casa Bonita. Niedawno minęło południe. Słońce znajduje się w zenicie. Upał zmusza do szukania zacienionych miejsc. W barze chętni zamawiają zimne piwo. Hotel jest ekskluzywny. Ekskluzywny hotel powoduje ekskluzywne ceny. Konsekwencją tego, pomimo dobrej lokalizacji jest ... pustka. Komfortowe domki pokryte palmowymi liśćmi przyciągają wzrok. Młoda dziewczyna pokazuje nam jeden z pokoi. Ładny i przytulny.
Najbardziej widokowe miejsce znajduje się przy ... basenie. Na jego środku dwie wysepki z palmami. Po lewej morze. Po prawej skąpane w słońcu, opadające ku wybrzeżu zbocza Sierra de Baoruco.
Niebieska, przejrzysta woda w basenie. Lazurowe, spienione fale. Błękitne niebo ... Ile jest prawdy w stwierdzeniu, że szczęście ma kolor blue?


Słyszę swoje imię. Odwracam głowę. To żona naszego przyjaciela woła mnie do siebie. Pokazuje rosnące w donicach kwiaty. Śnieżna biel płatków delikatnie kontrastuje z żółto-pomarańczowym środkiem. Dotyka palcem grubej łodygi: "Orchidea" – mówi.


O! A to dopiero niespodzianka. Jestem na Dominikanie po raz czwarty i pierwszy raz mam przyjemność zobaczyć niezwykły kunszt Matki Natury. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Republika Dominikańska słynie z orchidei. To jedno z największych bogactw kraju. Będąc w Bavaro słyszałam o Parque Nacional del Este. Na jego obszarze rośnie ponad 300 odmian tych kwiatów. Ale jakoś nigdy nie było okazji, żeby to zobaczyć.
Dotykam kwiatów. Są cudne. Śnieżna biel aż razi w oczy. Zdumiewa mnie fakt, że płatki których piękno wydaje się takie ulotne i delikatne, w rzeczywistości są grube i ... mięsiste. Skwar leje się z nieba. Duszne powietrze sprawia, że ciężko się oddycha. Tropikalny wiatr, ciepłymi podmuchami wdziera się pod drewniany dach recepcji. A ja patrząc na jasne kwiaty czuję chłód. Jak to możliwe? Czy biel może być aż tak ... zimna? Czy może mrozić? Dlaczego śnieżne płatki zamiast plaży i morza wywołują z pamięci obraz Królowej Śniegu? “Na Dominikanie odbywają się również ich wystawy ...” - głos Zenka przywraca mnie do rzeczywistości. No i dobrze, bo prawie odpłynęłam ...
Opuszczamy hotel.

Następny przystanek na tarasie widokowym. Jest godzina 14:00. Morze mieni się różnymi odcieniami niebieskiego. Błękitne niebo potęguje efekt. Czarne kamienie, których czubki wystają ponad błękitną taflę wody do złudzenia przypominają nieruchome skorupy gigantycznych żółwi lub ... prehistoryczne krokodyle. Zielone wachlarze palm stanowią nieodłączny element krajobrazu. Wokół tarasu piętrzą się krzewy. Małe kwiatuszki w różnych kolorach: białym, czerwonym, żółtym i różowym mają przyjemny zapach. W tym miejscu przyroda ukazuje bajeczne kolory.


Docieramy na plażę San Rafael. Za radą przyjaciela zostawiamy samochód w polu widzenia. Niestety ... Schodząc na plażę przysłonięte drewnianymi barakami auto, ginie z oczu.
Co nas tu zaskakuje? Na pewno nie budki, gdzie miejscowi przyrządzają jedzenie. Chociaż tych akurat tu nie brakuje. Nie są to również dominikańskie dzieci zajęte zabawą. Ani sporadyczni turyści czy palmowe drzewa.
W oczy razi biała linia spienionych fal rozbryzgujących się przy brzegu. Stara, pomalowana w pomarańczowe, niebieskie i żółte pasy łódka oraz wystająca z niej sterta wyschniętych palmowych liści dodaje widokowi ... klimatycznego uroku. Na plaży, zamiast delikatnego piasku, szary, ostry żwirek. Buty z powrotem znajdują się na moich nogach. Ci, którym doskwiera głód zamawiają obiad. Zapach pieczonych ryb i unoszący się znad palenisk dym drażni zmysły. Siadamy w cieniu palm. W pobliżu mała dziewczynka rozbija kamieniem orzeszki. Na głowie ma urocze warkoczyki. Chłopaki, urzeczeni poziomem fal postanawiają wejść do morza. Trzeba to uwiecznić! Mnie do wody nigdy specjalnie nie ciągnęło. Nie umiem pływać ... A w Barahonie, przy niektórych plażach występują niebezpieczne prądy.


Czterometrowe fale, same w sobie nie są groźne. Huk rozbijającej się o brzeg wody nie niesie żadnego ryzyka. Kamienie niknące co jakiś czas pod rażącą, spienioną bielą - nie budzą strachu. Ale wszystko razem wzięte może być przyczyną najgorszego! Czy piękno jest niebezpieczne? Niektóre rzeczy wzięte z osobna są przyczyną radości, złączone w jedną całość stają się tykającą bombą.
Chłopaki stoją niedaleko brzegu. Śnieżne grzywy fal hamują przed kąpielą w głębokim morzu. Żona Zenka rusza po synka, który twardo zmierza w stronę wody. Filmując otoczenie nie zauważam momentu, kiedy przewraca ją fala. Ze zranionej nogi płynie krew, pozostawiając na białych spodniach plamy. Sporo czasu upłynie nim głęboka rana się zabliźni. Nieprzyjemne zdarzenie odbiera mi chęć schłodzenia ciała w morskiej wodzie. To co odstrasza mnie przyciąga pozostałych uczestników wyprawy.
Trzech facetów i 13-letnia dziewczyna ... Ona nie ma kostiumu, więc koszulka i dżinsy ociekają wodą. Wszyscy pokrzykują. A gdy naciąga fala ze śmiechem łapią się za ręce. Troche im zazdroszczę. Ale wcale mnie to nie mobilizuje i nie zachęca do kąpieli. Nagrywam wszystko na kamerę i robię kilka zdjęć.
Jakiś czas później do naszych uszu dobiega samochodowy alarm. Spoglądamy po sobie. Czy nasze auto ma alarm? Chłopaki nie mają pewności ... idą sprawdzić. Uf ... To nie nasz!
Słońce schodzi na niższe partie nieba. Szkoda opuszczać to urokliwe miejsce. Mąż cyka jeszcze parę fotek chłopakom wspinającym się na pień palmy. Niezłe z nich łobuzy. Śliczna, mała dziewczynka też ma swoją chwilę. Ubrana w rażący, różowy kostium siedzi w cieniu palm i rozbija kamieniem orzeszki. Nie ucieka. Niepewnym, wystraszonym wzrokiem zerka w stronę matki, która zajęta jest przy palenisku.
Nasz czas tutaj dobiega końca. Zerkam na zegarek. O rany!!! Byliśmy tu tylko dwie i pół godziny, a wydawało się że o wiele dłużej. Wsiadamy do samochodu. Dwóch rozbrykanych malców nie chce jechać na siedzeniach. Pakują się do bagażnika. A ... niech jadą!

Po drodze zjeżdżamy na jakąś plażę, ale nie zostajemy tu długo. Dzika przestrzeń otoczona skałami. Pustka. Atmosfera wiejąca grozą. Zjeżdżamy stąd!

Następny dłuższy przystanek. Plaża Los Patos. Tutaj ziemię pokrywa żwir tak duży, że nawet nie myślę o ściąganiu butów. Ostre kamyczki mają kolor brudnej bieli i ciągną się aż do morza. Tuż obok, przy niewielkiej palmie leży ogromne, zwalone drzewo.


Pożółkły, gładki w dotyku pień staje się pożądanym obiektem fotograficznym. W oddali, przy drodze, stoją liczne budki gdzie można zamówić jedzenie. Nie dostrzegam turystów. A szkoda, bo morze ma tutaj niebywały kolor. Zazwyczaj, na myśl o Dominikanie z pamięci wyłaniają się niebieskio- zielone, ewentualnie metaliczno-szare, przejrzyste wody.
Jest godzina 17:00. Zaraz zacznie się zachód ... Kamera chyba najlepiej oddaje barwę morza. Jasny, szary błękit jaki ma woda, bardzo trudno spotkać na niebie. Zachwycający!
Z jak wielkim sprzeciwem się spotkam pisząc, że tutaj morze ma barwę ... larimaru? Gdyby nie mknące ku brzegowi pochyłym pasem, grzywy spienionych fal, całość wyglądałby jak olbrzymia, nieprzejrzysta zbudowana z niebieskiego turkusu kopuła. Gdyby w tym momencie zatrzymał się czas ... Gdyby morze na chwilę zamarło ... Zamiast wody ujrzałbyś wypolerowaną szaro-błękitną powierzchnię larimaru, a zatrzymane w locie grzywy fal jasniejsze jego punkty.
Podchodzą do nas dwie dziewczynki. Kupujemy orzechy w słodkiej, lukrowej polewie i słoik dżemu. Przyzwyczajona do słonego smaku orzeszków, o mało nie wypluwam ugryzionej porcji. A fe!!! Takie orzeszki nie są w moim typie. Głupio mi je wyrzucić, więc wydłubuję kilka sztuk i wciskam do buzi. Niedaleko nas stoi smutny osioł. Pędzę do niego i na wyciągniętej dłoni podsuwam słodkość. Ale on strzyże uszami i odsuwa pysk. Po raz kolejny spoglądam na bezkresną otchłań wody. I nie mogę się nadziwić, jak wiele skojarzeń wiąże się z kolorem tutejszego morza. Teraz przywodzi na myśl oczy ... psa Husky.
Grupka chłopców bawi się w pobliżu. Obrzucają się żwirem. Zachodzi słońce ...
Wracamy do samochodu. Obce dzieciaki idą za nami. Chcę schować kamerę, ale kilkunastu chłopców wdrapało się na drzewo i macha do nas. Aż żal ich nie sfilmować. Na koniec wypychają nam auto, którego koła ślizgają się na żwirze. Chwilę potem ich twarze nikną w mroku nocy. W Polsce jest już po północy.

W drodze powrotnej, zwłaszcza podczas wjazdów pod górki dociera do nas głośniejszy niż zwykle szum silnika. O ... ooo. To nie jest dobry znak. Docieramy do Barahony. Przejeżdżamy przez malecon. Kłębi się na nim tłum młodych, kolorowo ubranych osób. Dudni mzyka. Światło lamp rozlewa się po ulicach. Otwieram okno chcąc coś nagrać, ale jest za ciemno. Dookoła słychać szczępki rozmów i śmiech. - “W weekendy tu tak zawsze”, rozlega się głos Zenka. Pada propozycja skonsumowania kolacji w jednej z licznych restauracji, ale słaby entuzjazm powoduje, że jedziemy dalej.
Dopiero w domu przyjaciela dowiadujemy się, że niedaleko plaży San Rafael znajduje się góra. Góra, gdzie wydobywa się się larimar. Ups ... Taka okazja, a przeszła koło nosa. Przecież larimar wydobywa się tylko w jednym miejscu na świecie. To jedyne miejsce jest właśnie tutaj ... niedaleko Barahony. Nic! Może będzie jeszcze okazja.

Kliknij, aby przejść do części dziewiątej.

Więcej zdjęć na dominicana.com.pl
_________________
Dominikana
 
 

SeoHost.pl

Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template spacevision v 0.3 modified by Nasedo. Done by Salseros

Forum dominikana

Dominikana wakacje, zdjęcia, informacje

Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 17